niedziela, 11 czerwca 2017

Bieg Rzeźnika wersja hardcore


Emocji we mnie nadal jest wiele i nie do końca potrafię zebrać myśli w logiczną całość. Wczoraj przebiegłem czwarty Bieg Rzeźnika i oficjalnie mogę pochwalić się, że dystans 103 kilometrów z przewyższeniem 5260 metrów wspólnie z Wojtkiem pokonaliśmy w 15:31:05 co w klasyfikacji generalnej dało nam 5 miejsce w kategorii hardcore, a na dystansie 80 km czyli normalnego Rzeźnika byliśmy 29 parą na 531 par z czasem 11:28 min



Nie będę porównywał tegorocznego biegu do zeszłorocznych, bo nie ma to sensu. Trasa była inna, partner nie ten sam, nawierzchnia bardziej błotnista, a i moje oczekiwania inne niż wcześniejsze. Jednakże cel pozostał ten sam: w ciągu kilkunastu godzin wspólnie z partnerem pokonać rzeźnicki, 80-kilometrowy bieg. Jednakże od jakiegoś czasu kusiło mnie, by bieszczadzką przygodę wydłużyć i zmierzyć się z dystansem hardcore. Wojtek, jeden z biegaczy, który chętnie trenuje zgodnie z udzielanymi przeze mnie wskazówkami, sam postanowił dokonać niemożliwego. Najpierw przekroczyliśmy metę Biegu Rzeźnika, a następnie, praktycznie po czworakach, przeczołgaliśmy się po masywie Korbani. 





Start ten był dla mnie stresujący z dwóch powodów: po pierwsze ogromnie ważne było dla mnie być obok Wojtka i wspólnie realizować szalone marzenia biegaczy, a po drugie hardcore to etap, który wywoływał we mnie gęsią skórkę. Wspólnie osiągnęliśmy sukces. Jestem teraz o krok dalej i nie jestem w stanie słowami opisać uczuć, które obecnie mi towarzyszą. 





O samym biegu można pisać wiele.. Zachęcam jednak, by to doświadczyć na własnej skórze. Niecodzienny krajobraz i nutka adrenaliny dają kopa na bardzo długi czas. Niestety niedźwiedzi na trasie nie spotkałem, ale mieliśmy okazję porozmawiać z tutejszym zającem 😁. W sumie dystans był najciekawszą sprawą. Łącznie mieliśmy 3 zegarki: spartan slartan, który pokazał, że przebiegłem 103 km, mój kochany ambitek zgubił się i pokonał 116 km, a garminek 102 😁. Jednym słowem jeden bieg, jeden start i jedna meta, ale trzy długości. Tylko ultrasy tak potrafią 😎. Na trasie były i wzloty i upadki, ale od tego jest duet. Jeden ciężar dużo łatwiej unieść we dwoje 😀! Teraz uwaga: łupie mnie wszystko - nawet moje paznokcie, ale warto było się poświęcić. W końcu mam dzika i jest on symbolem nowej historii, którą wspólnie z Wojtkiem nakreśliliśmy 😊. To tyle.. możliwe, że baranek, taki jak Oleszak oczekiwał większych fajerwerek, ale ja postanowiłem tak opisać ten bieg. Jest on jednym z wielu przeze mnie przebiegniętych, czwartym w tym samym miejscu, ale wyjątkowym z wielu względów i nie mówię, że to ostatni Rzeźnik. Kocham Bieszczady i za każdym razem stanowią dla mnie wyzwanie. Wracam tutaj, by odpocząć i zmierzyć się z tymi dzikimi górami 😀! Jest pięknie 😎 Gratulacje również dla Angeliny i Darka za ukończenie biegu! 







Na sam koniec, a na początku powinno to się znaleźć, to podziękowania dla naszego supportu dla Ani i Marudy. Stanęły na wysokości zadania, były na każdym przepaku, dodawały otuchy i karmiły jak u mamy. Aniu moja Aniu rok temu tutaj się Tobie oświadczyłem, a za ponad rok weźmiemy tu w Bieszczadach ślub, jesteś dla mnie całym światem! Ps2. Speed Feet '16 wszystkim bez wyjątku, dziękuję Wam za wsparcie daliście nam wczoraj niesamowitego kopa! OSOBNO - ADRIAN DZIĘKUJĘ!















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz