sobota, 22 lipca 2017

Ultra Trail Lądek Zdrój

Tegoroczny sezon zaczął się mało szczęśliwie - nieustające kontuzje i zmodyfikowany Bieg w Szczawnicy niejednokrotnie przyprawiały mnie o niedosyt. Były momenty, gdy nie czułem się z tym dobrze - ambicja bowiem wymagała ode mnie więcej. Postanowiłem jednak nie dać się demotywującym myślą i uzbroiłem się w cierpliwość. 

Treningi starałem się wykonywać wzorowo, co zaowocowało wspólnym sukcesem z Wojciech podczas Biegu Rzeźnika. Od tego czasu marzyłem, by lipcowy start był osobistą "wisienką na torcie". Nie mogę powiedzieć, że osiągnąłem co chciałem, bo nie zakładałem niczego. Podczas wczorajszych rozmów z Anna uznałem, że czas 8:30 - 9:00 to realny mój sukces. To ona powiedziała mi, że stać mnie na wiecej i że jej nie chce na mnie się czekać dłużej niż 8 godzin. W żarcie powiedziała "uszanuję Twój każdy wynik, ale jak nie złamiesz ósemki, to nie dostaniesz jeść". Początkowo pomyślałem "wariatka", ale budujący był fakt, że ona wierzy we mnie... 


Tak więc, mimo porannej niechęci stanąłem na lini startu o 6:00 rano. Na trasie, jak za każdym razem, działo się wszystko: zaatakował mnie robal tak groźnie, że z bólu zawyłem. Można śmiać się, ale pół łydki spuchło mi tak, że na samą myśl mdlałem. Nienawidzę, gdy coś tak obrzydliwego spoufala się z moim ciałem! Ale co tam, przeżyłem to. Nie mniej ciekawe były spotkania z różnymi ludźmi, "spisującymi testament" i wspominającymi wszystkie "intymne" chwilę z życia oraz moje prywatne rozmowy z samym sobą! Trasa 68-kilometrowego biegu w Lądku Zdrój była ciekawa, a sam festiwal zorganizowany na szóstkę. Tak naprawdę nie ma na co narzekać: uśmiechnięci wolontariusze, wystarczająca ilość coli i arbuz zapewniały biegaczowi odpowiednią moc 

Jedynym rozczarowaniem było jednak nieudane spotkanie... na 40,400 kilometrze nie spotkałem bowiem Borsuka, który podczas czerwcowego reknesansu skradł moje serce 😁. I tak po 7:31:40 ukończyłem swój docelowy bieg, co pozwoliło zająć mi 9 miejsce w kategorii open na 270 zawodników. Nadal nie dowierzam - nie będę skromny, bo to mój osobisty sukces, z którego jestem dumny! 



Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie i dobre słowa - to zawsze motywuje i dodaje powera! Mi to dzisiaj nie zabrakło 😊 ps. Dostałem obiad, piwko i deser!  i raz jeszcze dziękuję Aniu za to że byłaś!




















niedziela, 16 lipca 2017

Rowerowa wyrypa na 100km

Niedzieling. Rano wstaliśmy i pytanie, co robimy? Hmmm Ania rzuca, musisz Paweł Grzonka - Bieganie nadaje życiu rytm trening zrobić, a potem? Ja: może Poznań rowerowo na obiad do Manekin? Ustalone. Wkładam buty, Ania wsiada na rower i 12 km pyka na samopoczucie, dziś bardzo dobre. Prysznic i wsiadamy na nasze bicycles i jadziem! Cel osiągnięty - obiad, później odwiedziliśmy Dominikanów i powrót. Wyszło nieco więcej niż 100 km. Łącznie 112 km każdy z nas dziś zrobił, Ania całkowicie na rowerze, ja wliczając w to 12 kaemów runu  My nie jesteśmy normalni :)