środa, 28 września 2016

Biegać po niemiecku i francusku?? – czemu nie!!

Podczas ponad szesnastogodzinnej podróży zaprzątałem swój umysł próbą odnalezienia pomysłu na wykonanie zaplanowanych treningów. Zdając sobie sprawę z tego, że plan każdego dnia jest intensywny i spoczywać na mnie będzie wiele obowiązków, zastanawiałem się, czy nie słusznym byłoby wyskoczyć na autostradę i jak dzika kuna gnać za busem. Zanim jednak podjąłem decyzję, moje nogi spoczęły na niemieckiej ziemi. 


czwartek, 15 września 2016

Mistrzostwa Polski w górskim ultramaratonie - 100km


Ledwo co zasnąłem, a usłyszałem budzik, którego dźwięk oznaczał "nadszedł czas". Planując tegoroczne udziały w zawodach za główny cel obrałem sobie przebiec Bieg 7 Dolin 100 km podczas Festiwalu Biegowego odbywającego się w Krynicy. Obaw miałem wiele, aczkolwiek najbardziej przerażał mnie dystans. Każdego dnia zadawałem sobie to samo pytanie: "czy to normalne?". Może lepiej zająć się np. hodowaniem rybek albo malowaniem obrazów? Szybko jednak wracałem na ziemię: zajmując się bowiem jakimś zwierzakiem, doprowadziłbym do wyginięcia gatunku, a cokolwiek malując do upadku malarstwa. I tak stwierdziłem, że co jak co, ale kocham biegać, daje mi to wolność, a moje szalone pomysły są próbą mojego charakteru i jedyne co może upaść, to mój tyłek przy złym zbiegu, bądź potknięciu.  Zatem 100 km postanowiłem "rypnąć".  Przygotowując się do realizacji swego marzenia, ucieszyłem się przy sprawdzaniu prognozy pogody - zapowiadali ciepło! Upragnione promienie słoneczne miały 10.09.2016 r. widnieć na niebie przez cały dzień - moja radość była wszechogromna (wtedy bowiem nie zdawałem sobie sprawy z tego, że słońce może wyssać z człowieka całą energię). O tym za chwilę. Ale od poczatku:


1:30 budzik postawił mnie na nogi. Następnie dopakowałem plecak, posiliłem się owsianką i wyruszyłem w kierunku startu. 


3:00 wystrzelił pistolet i ruszyłem w pogoni "za marzeniami". Pierwsze kilometry mijały całkiem przyjemnie: nawet nie spostrzegłem się, jak nagle znalazłem się na 1114 m, zdobywając Jaworzynę Krynicką, a następnie trochę niżej Runek. Niczym dzik dalej udałem się do Schroniska na Hali Łabowskiej, gdzie posiliłem się i nie tracąc czasu pognałem na spotkanie z Anią. Tak, po raz kolejny, od samego startu towarzyszyła mi - na 36 kilometrze dostarczyła wszystkiego, co potrzebowałem, by pokonać bieg. 




Mając ogromny uśmiech na twarzy i power w nogach z Rytra czmychnąłem na Radziejową (1262 m.n.p.m.), Wielki Rogacz i Eliaszówkę. Stamtąd do Piwnicznej (66 km), gdzie znów oczekiwał mój support.