czwartek, 15 września 2016

Mistrzostwa Polski w górskim ultramaratonie - 100km


Ledwo co zasnąłem, a usłyszałem budzik, którego dźwięk oznaczał "nadszedł czas". Planując tegoroczne udziały w zawodach za główny cel obrałem sobie przebiec Bieg 7 Dolin 100 km podczas Festiwalu Biegowego odbywającego się w Krynicy. Obaw miałem wiele, aczkolwiek najbardziej przerażał mnie dystans. Każdego dnia zadawałem sobie to samo pytanie: "czy to normalne?". Może lepiej zająć się np. hodowaniem rybek albo malowaniem obrazów? Szybko jednak wracałem na ziemię: zajmując się bowiem jakimś zwierzakiem, doprowadziłbym do wyginięcia gatunku, a cokolwiek malując do upadku malarstwa. I tak stwierdziłem, że co jak co, ale kocham biegać, daje mi to wolność, a moje szalone pomysły są próbą mojego charakteru i jedyne co może upaść, to mój tyłek przy złym zbiegu, bądź potknięciu.  Zatem 100 km postanowiłem "rypnąć".  Przygotowując się do realizacji swego marzenia, ucieszyłem się przy sprawdzaniu prognozy pogody - zapowiadali ciepło! Upragnione promienie słoneczne miały 10.09.2016 r. widnieć na niebie przez cały dzień - moja radość była wszechogromna (wtedy bowiem nie zdawałem sobie sprawy z tego, że słońce może wyssać z człowieka całą energię). O tym za chwilę. Ale od poczatku:


1:30 budzik postawił mnie na nogi. Następnie dopakowałem plecak, posiliłem się owsianką i wyruszyłem w kierunku startu. 


3:00 wystrzelił pistolet i ruszyłem w pogoni "za marzeniami". Pierwsze kilometry mijały całkiem przyjemnie: nawet nie spostrzegłem się, jak nagle znalazłem się na 1114 m, zdobywając Jaworzynę Krynicką, a następnie trochę niżej Runek. Niczym dzik dalej udałem się do Schroniska na Hali Łabowskiej, gdzie posiliłem się i nie tracąc czasu pognałem na spotkanie z Anią. Tak, po raz kolejny, od samego startu towarzyszyła mi - na 36 kilometrze dostarczyła wszystkiego, co potrzebowałem, by pokonać bieg. 




Mając ogromny uśmiech na twarzy i power w nogach z Rytra czmychnąłem na Radziejową (1262 m.n.p.m.), Wielki Rogacz i Eliaszówkę. Stamtąd do Piwnicznej (66 km), gdzie znów oczekiwał mój support. 




Stamtąd ruszyłem dalej i chciałbym zapomnieć o tym, co zaczął odczuwać mój organizm - zaniemogłem. Każdy krok to był ból, ale nie fizyczny - nazwijmy go "bólem niemocy". Zabrakło mi bowiem energii - słońce ją wyssało. Szedłem i w głowie pojawiała się tylko jedna myśl - "zejść".  Przestało mi zależeć na tym, by spełnić swoje marzenie. Nie chciałem kończyć biegu na 100 kilometrów, chciałem odpocząć, odpuścić... zejść i nie odczuwać już na swej skórze parzących promieni słonecznych. 

Fot.: Piotr Oleszak 

Z trudnością doczłapałem się na 77 kilometr - pod Wierchomlę. 


Tam chciałem wpakować się do auta i wrócić na metę. Oznajmiłem to Ani, a ona wykopała mnie na trasę i oznajmiła, cytuję "pokonałeś 77 km, a 23 km dowalą Tobie? Obiecaj, że powalczysz.. Widzimy się za 23 kilometry, nie wcześniej". W tamtej chwili nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak ważne okażą się te słowa. Kiedy wszedłem na szczyt zrozumiałem, że ona we mnie wierzy i że jestem w stanie chwycić za rogi to, po co przyjechałem. Niełatwy był każdy następny kilometr, ale ubywało ich. Do pokonania pozostawało coraz mniej. 
W chwili, gdy zdobyłem Runek, zrozumiałem, że dam radę, że już teraz będzie tylko "z górki". Po 12 godzinach i 8 minutach przekroczyłem metę, a serce me ogarnęło bezgraniczne szczęście, takie, którego żadne słowa nie opiszą. 


 Fot: Kasia Kubacka

Po raz pierwszy pokonałem dystans o takim kilometrażu i to podczas biegu rangi Mistrzostw Polski! Nie ukrywam, że jest to dla mnie ogromna radość. Zająłem 42 miejsce na 500 startujących zawodników i ukończyłem bieg, który uświadomił mi, że biegi ultra uczą jednego - pokory! Możesz być przygotowany rewelacyjnie, czuć, że nie ma rzeczy, których byś nie pokonał. Jednak bieg na 100 km weryfikuje wszystko - wystarczy nieodpowiednia pogoda, by Twoja głowa przegrała, byś zwątpił w swoje możliwości, byś zapomniał, po co przyjechałeś i ile trenowałeś. Jeden kilometr może zaważyć na wszystkim! Wiele pracy jeszcze mnie czeka, ale na dzień dzisiejszy czuję się spełniony, wiem, że dałem z siebie wszystko, pokonałem słabości, o których do wczoraj nie wiedziałem, że mogą się pojawić!

Dziękuję TRENEROWI Pawłowi Grzonce za rewelacyjne przygotowanie mojego organizmu do pokonania piekła! 

Na koniec chciałbym pogratulować moim zawodnikom za piękną walkę i ukończenie zawodów w Krynicy: Ani oraz Adrianowi za 34 km mordoru w pełnym słońcu oraz Wojtkowi za wyklepanie w pięknym czasie 64 km górskimi szczytami. Ps. Trenujemy dalej! :)








na koniec fotorelacja z całego wyjazdu do Krynicy (6-12.09.2016):






















































2 komentarze: