piątek, 21 czerwca 2019

Rzeźnik z Żoną

Rzeź Małżeńska 👰🤵
🔹️Październik 2015 roku - mała, opatulona białym swetrem niewiasta skradła mi serce na mecie Maratonu Bieszczadzkiego. Przepadłem 😱
🔸️27 maj 2016 roku - nie chciałem, by moja Luba, była tylko moją dziewczyną, na mecie Rzeźnika oświadczyłem się jej 🤭
🔹️18.08.2018 roku - przysiągnąłem w Cisnej mojej Paskudzie, że już nigdy się mnie nie pozbędzie i obiecałem, że spełni sen (nieważne czyj 😅) o przebiegnięciu Rzeźnika 🐗🐗
🔸️21.06.2019 roku, 3:00 w nocy/rano, strzał ze strzelby - rozpoczęliśmy Małżeńską Rzeź 🥰.
Ania jeszcze przed rozpoczęciem biegu pozbyła mnie prawie dłoni. Mocno ją ściskając, przebąkiwała coś, że ona jest nieogarnięta - a że ona żadnych zawodów nie przebiegła (poza śmigielskim świętojańskim na 5 km i półmaratonem w Karpaczu), a że ona dziewczynka i może powinna kwiatki wąchać, a nie zalewać się potem 💦 i na koniec, że przecież ona burzy się boi, a ta na pewno nas spotka i, że to wszystko bez sensu 😜. Nie zastanawiając się nad jej dziwną burzą w głowie, powiedziałem, że ma napierdalać 🤯! O tak! W końcu to ja mogłem jej wygarnąć - ona nigdy nie ma dla mnie litości 😂!
Dla mnie miał być to przyjemny bieszczadzki spacer 🏔. I też tak pewnie byłoby (poza zbiegami, gdzie wstyd się przyznać, ale nie ogarniałem tych małych nóżek, które jak postrzelone poruszały się do przodu 🤫), ale na 28 km nie zauważyłem, no właśnie czego?! 🤔. Na prostej drodze, zahaczyłem się, możliwe, że o liść i wykręciłem kostkę!! Aaaa złamana, pomyślałem😰. Zmroziło mnie🥶.
Ania zapytała, czy schodzimy? Zwątpiłem 😵. Kiedy jednak powiedziałem, że choćby po rękach, ale dla żony nie nawalę - nie ja, nie gdy jej całkiem nieźle szło, pobięgnę, ona litości juz nie miała 😋. Dokulaliśmy się do Cisnej, gdzie miałem nadzieję odpocząć, ta Dzida jednak jak nakręcona nawet nie dała nam przepakować plecaków 😪. Tak mnie popedzała, że tylko zmroziłem nóżkę i poszliśmy w kierunku Smereka.
Wystraszyłem się - zajedzie się, jak tak będzie gnać, ale nie hamowałem Dzika Mojego 🙈🙊. Kolejne 17 km bardzo szybko pokonaliśmy. Cały czas czułem kostkę, jednak chęć ukończenia biegu była we mnie tak wielka, jak nigdy. Wiedziałem, jak Ani zależy 🤔. Na Smereku Żona dała nam chwilę na oddech, choć nie aż tak dużą. Zdążyłem bowiem zmienić tylko jedną skarpetkę 😜. We względnym zdorwiu ruszyliśmy w stronę Paportnej.
I tu się zaczęło wysysanie energii z dzików. Błoto, glajda, modlitwy, by przy każdym podniesieniu stopy, wyciągnąć ją z butem plątały się w głowie przez kolejne 19 km 🙊. Odcinek ten najbardziej mi się dłużył, zauważyłem też, że mojej partnerce zaczyna brakować sił, a jeść nie mogła. Jak słyszała "baton, żel" udawała, że czerpie energię z kosmosu! No tak, wszyscy mi mówią, że jest ona kosmitką 👽👻.
Zbiegając do Roztok Górnych zauważyłem nieschodzący z Ani twarzy uśmiech 😊. Jakie to dziwne - kobita słabnie, a nie przestawała się cieszyć - no kosmitka! Kiedy wyruszyliśmy na ostatnie 12 km, wiedzieliśmy, ze choćbyśmy szli tyłem, to zmieścimy się w limicie.
Mi było już wszystko obojętne 😁. Kostka doskwierała, jednak różne skarpetki na moich stopach poprawiały mi humor, a żeby było zabawniej - kostka zastąpiła ból kolana 🤣. Już wolniej, ale cały czas zbliżaliśmy się do upragnionej mety. Ale nagle, na 3,5 km przed metą Ania usiadła i popłakała się - powiedziała, że nie może podnosić nóg, boli ją żołądek i nie biegnie dalej 🙉🙈🙊. Na 76 km Ania chce się poddać?, aż, ku mojemu nieszczęściu, roześmiałem się - szybko bowiem usłyszałem, że mam się zamknąć 😂. Wstała, nie odezwała się, ale poszła, a na zbiegu zostawiła mnie w tyle 😖.
14:14:44 - to nasz wynik, najpiękniejszy na świecie! Ania nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać, a i moje oczy jakieś mokre się zrobiły 👻💦!
Warunki były trudne i chyba każdy to potwierdzi - słońce, burza, deszcz, błoto, dużo błota nie ułatwiały biegu 🏃‍♀️🏃‍♂️. My jendak cały czas robiliśmy swoje. Ja nie wątpiłem w nas, widziałem każdego dnia jak Ania walczy - jak upada i wstaje, jak bardzo chce 😉! Nawet przez chwilę nie wątpiłem w nasz wspólny sen 🤗. Naszą rzeź zakończyliśmy na 131 miejscu na 640 par, jako 27 para mieszana (sam jestem zaskoczony)! Jest w nas siła 🤛!
Podziękowania należą się każdemu - rodzicom, tym którzy supportowali nas na każdym punkcie i tym, którzy pchali nas cały czas ze Śmigla, przesyłając mnóstwo energii; współpracownikom, którzy wyposażyli nas w przyciski mocy 🥰 - mieliśmy je całą drogę, całemu SF, którzy nie wątpili nas ani przez chwilę; wszystkim Wam - daliście nam dużego kopa, a Wasze dobre myśli ciągnęły nas ku mecie! Dziękujemy za wszystko wszystkim 🧡💛💚💙💜!
Gratuluję też drugiej parze rzeźnickiej - Ani i Adrianowi, kiedy wiedzieliśmy, że jesteście blisko mety, skakaliśmy z radości 🥳, Monice, Kasi i Wojtkowi za piękne pokonanie rzeźniczkowej trasy - pokazaliście, że barier nie ma, że marzenia się spełnia 💙! I gratuluję Żonie, jesteś najwspanialszą Kosmitką 

+ kilka fotek z pobytu w Bieszczadach :) 
























































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz