Prątki, które w ciągu
tygodnia zaatakowały mój organizm, usilnie próbowały przykuć mnie do łóżka i
uniemożliwić start w II Olszak Półmaratonie. Jednakże, mimo przepełnionego nosa
i nieustannie pojawiających się szmerów w gardle, postanowiłem wziąć udział w
tym biegu. Cokolwiek by się nie działo, zgadzam się z dewizą Nicka, który
każdego dnia zmagając się ze swoimi słabościami, uważa że: „im cięższa walka,
tym piękniejsze zwycięstwo”.
Pozostało mi więc tylko
przygotować się do półmaratonu, wsiąść do auta i wyruszyć na poznańską linię
startu. Na miejscu spotkałem moich zawodników, którzy również postanowili
zmierzyć się ze swoimi słabościami na niełatwej, błotnistej oraz stromej trasie.
Humor dopisywał wszystkim, dlatego, że wiosenna pogoda przypomniała biegaczom o
rozpoczętym, wyczekiwanym zimową porą, „sezonowym czasie”. Ciepłe słoneczne
promienie rozjaśniały cień, który wpadał w myśli zawodników podczas biegu.
Pokonując bowiem dystans 21,097 kilometrów trudno było pozbyć się
demotywujących myśli, czy fizjologicznych defektów. Nic jednak nie zatrzymało
nas – „biegnących dzików” do pokonania samych siebie.
Dzisiejszy dzień
niewątpliwie był pozytywny i udany. Duma rozpiera mnie, jako trenera, bowiem większość
z moich zawodników w swych kategoriach wiekowych „stanęłoby na pudle”. Podczas
II Olszak Półmaratonu granice swych możliwości przełamali Ptaszyńscy –
Wojciech i Maruda, a Iza dała się wyprzedzić tylko dwóm kobietom w swej kategorii
podczas gostyńskiej „dychy”. Niemniejszy sukces osiągnęli Kinga i Bartosz,
którzy dali z siebie wszystko w trakcie zmagań odbywających się w Bukówcu
Górnym. Wiele radości dają mi wasze sukcesy - Wasze zadowolenie jest moim
największym powodem do dumy, a Wasza pracowitość motywuje mnie do stawiania Wam
poprzeczek „wyżej”. Wiem bowiem, że jesteście stworzeni do pokonywania wielu
barier!
Jak natomiast ja
pobiegłem? Nie będę skromny i pisał, że mogłem dać z siebie więcej. Jestem
zadowolony - zająłem 6 miejsce w kategorii „open”, a 3 w kategorii M30
pokonując półmaraton w czasie 1:33:47. Dzisiejsza trasa, mimo że nie była
łatwa, odpowiadała moim upodobaniom. Choć jest to postrzegane jako szalone,
uwielbiam, kiedy muszę zmierzać się z ogromnymi przewyższeniami. Bieg po tak
zwanym „płaskim” nudzi mnie. Lubię, kiedy na trasie pojawiają się trudności i
trzeba dać z siebie więcej, a czasami samemu sobie
udowodnić, że granice są po to, aby je przekraczać!
Najlepszy kibic na świecie, fotograf, a przede wszystkim ONA - najważniejsza!
a tu latające rękawiczki :)))
a tu latający kubek :))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz