Wkradająca
się w życie rutyna powoduje, że nie potrafimy dostrzegać radości w drobnych,
często otaczających nas rzeczach. Uważam, że spontaniczność i pozytywne
wariactwo dodają rzeczywistości radosnych barw, napawają człowieka energią i
motywują do działania. Moje dni są ciekawsze, kiedy wypełniają je z pozoru
„szalone pomysły”. Jednym z nich stała się chęć przebiegnięcia trasy, którą
zmierzali do Górki Duchownej pielgrzymi Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Skąd on
się wziął? Ot tak.. Zapisałem Anię (by mieć wolny piątkowy wieczór :),
a następnie otworzyłem mapkę i ujrzałem nową trasę, którą moje nogi zapragnęły
przebiec.
Długo
nie trwało, a znalazłem kompanów do zmierzenia się z nocnym maratonem. O 23:00
wyruszyliśmy by pokonać niełatwą, wymagającą dobrego przygotowania trasę. Czas
upływał nam szybko – wyprzedziliśmy pątników, nasłuchiwaliśmy nieustających
odgłosów kaczek i doświadczyliśmy spotkania w „cztery oczy” z sarnami. Mimo że
walczyliśmy na trasie ze swoimi słabościami, to dobry humor nie opuszczał nas
do końca. Czując się odpowiedzialny za biegowych towarzyszy, starałem się dawać
im wsparcie i dbać o ich pozytywne nastawienie. Jednakże mam świadomość tego,
że chłopaki po 30 kilometrze zaczynali odczuwać do mnie nienawiść (Adrian
przede wszystkim). Toteż ogromną radość sprawił im mój upadek, po którym moja
obłocona twarz przypominała dziecko wysmarowane czekoladą. Można by dużo pisać o trudnościach, które nas
napotkały tego dnia, ale stały się one nieważne w obliczu radości, którą
przyniósł nam sukces z osiągniętego celu.
Cóż
więcej pisać..?? Piątkowy wieczór mogłem spędzić inaczej – oglądając film,
słuchając muzyki, spotykając się w jakimś pubie z kumplami… Jestem jednak
pewien, że żadna z tych form nie przyniosłaby mi tyle satysfakcji, co ten
maraton. I to nie tylko dlatego, że ja go przebiegłem. Ogromną radość bowiem
dostarczył mi widok zwycięstwa, malujący się na twarzach mych
biegaczy. Dlatego dziękuję Wam, że uświadamiacie mnie w tym, że dzielenie się
swoją pasją jest wartościowe i potrafi zmienić szarą codzienność w niezwykłą
przygodę!
Na koniec gratuluję debiutantom na królewskim dystansie. Bez medalu, bez kibiców, pod osłoną nocy Nocny Maraton śladami Dzika za Wami! Brawo Adrian i Brawo Bartosz! :) A Tobie Wojciechu weteranie biegów długich gratuluję podjęcia wyzwania po ciężkim tygodniu pracy:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz