25 km i 1100 m - tyle mi zabrakło, żeby móc z Wami podzielić się szczęściem z mety i fajnym zdjęciem z medalem. Dziś jednak po raz pierwszy jestem sklasyfikowany jako DNF.
"Bądź gotów przegrać bitwę, żeby wygrać wojnę" – dziś musiałem podnieść białą flagę. Najpierw ból żołądka, a od 20 km dopadły mnie skurcze, które do 45 km nie odpuściły nawet na chwilę. Chciałem walczyć, ale nie zadzwonił (a obiecał) Mateusz Oracz , zabrakło jego kopa i musiałem zejść ...
Czy żałuję? Nie, jestem dumny, że znalazłem w sobie odwagę, by zawalczyć o zdrowie. Niedosyt pozostaje, bo wiem, że mogę, że już ukończyłem Bieg Ultra Granią Tatr z czasem 12:52:33 i wiem, że gdyby dziś wszystko zagrało, to byłem przygotowany, by jeszcze szybciej pobiec niż w 2015 roku.
To jednak nie był mój dzień, ale co jak co, dobry trening mam w nogach, bo by zejść do Ani, łącznie pokonałem 52 kilometry i 3900 .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz