Czas: 7h 35 min i 22 msce open na ponad 400 zawodników. Lepiej o 37 min niż w zeszłym roku :)
RELACJA:
W Biegach w Szczawnicy zakochałem się w 2017 roku, mimo iż wtedy szlaki były pokryte śnieżnym puchem i z rozsądku nie pobiegłem Wielkiej Prehyby, a Chyżą Durbaszkę 🤭.
Mimo to, wróciłem w 2018 roku do Szczawnicy i pokonałem 64-kilometrowy dystans 🙈🏔. Pozostający w sercu niedosyt spowodował, że tuż po przekroczeniu mety postanowiłem wrócić na szlak Dzikiego Gronia, aby złamać magiczne 8 godzin, czego nie mogłem zrobić za pierwszym razem przez niustające skurcze💨.
Życie jednak pisze swoje scenariusze i jak wiecie, większość zeszłego roku walczyłem z kontuzją kolana 🏥. W związku z tym, pakując się w tym roku na zawody wszystkie plany związane ze startem zostawiłem w domu.
27.04.2019 roku postanowiłem bawić się biegiem w Pieninach 😁. Stresu nie dało się uniknąć, ale nastawienie było jedno: przekroczyć metę w zdrowiu❣.
Początkowo myślałem, że biegnę jak gepard 🐆 i mam ogromną moc 💪💪. Trwało to jednak do czasu, aż pojawił się pierwszy zbieg, gdzie wrócił bieszczadzki ból🦵. Zwolniłem, znieczuliłem się i dokulałem się do Rytra 🏞. Dystans ten pokonałem minutę wolniej niż w zeszłym roku. Oczywiście nie było możliwości rezygnacji z biegu, bo miałem żonę ze sobą. Niewzruszona moim bólem na przpeaku podała mi kije i powiedziała: "rób swoje, do przodu, widzimy się w Kosarzyskach" 🙉.
Do Kosarzysk szło już lepiej, bo tabletki zadziałały 🤪, jednak jeszcze nie było to to, co powinno. Obawiając się skurczy, które zabiły mnie w zeszłym roku, zapijałem przepaki magnezem 💊💊💊. Tak więc na proszkach i pod wpływem % dokulałem się do Schroniska na Obidzy, gdzie żona powiedziała, że: "wyglądasz lepiej i jakoś szybko tu przybiegłeś".
I tak szybko pozostało, resztę trasy pokonałem bez żadnych niespodzianek. Jedyną, która się pojawiła, to było przekroczenie mety o 27 minut szybciej niż w roku ubiegłym 🏃♂️🏃♀️. Najważniejsze jednak, że w zdrowiu udało mi się pokonać:
✔ dzikie 64 km,
✔ 3150 metrów ⬆️,
✔ skurcze, które próbowały mnie atakować.
✔ dzikie 64 km,
✔ 3150 metrów ⬆️,
✔ skurcze, które próbowały mnie atakować.
Dziękuję wszystkim wspierajacym i wierzącym we mnie 💥💥. Moc jest, trzeba ją teraz dobrze wykorzystać 😊! Najbardziej mojej osobistej żonie - bez niej ten bieg by się nie udał ❤️Dziękuję ❤️ 👍 Trenerowi Paweł Grzonka - Bieganie nadaje życiu rytm za prowadzenie 👍
Ps rękawiczki tym razem przebiegły ze mną w plecaku 🤭. Trzy warstwy koszulek dostarczył mi ciepła do Rytra 😁. Później, Żona oznajmiła, że nie mam jej siary robić i resztę biegu ukończyłem w krótkich 🥶😱😜. Ponoć wyglądałem dobrze 😁
spodenkach i koszulce z krótkim rękawkiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz